wtorek, 20 października 2015

Dzień, w którym założyłam bloga

Dzień, w którym postanowiłam założyć tego bloga to dzień, w którym straciłam dwie cenne rzeczy: wiarę w swoje umiejętności jeżdżenia samochodem oraz zęba mądrości.

Rano, w doskonałym, (zupełnie nie wiedzieć czemu), nastroju pojechałam do przychodni na chirurgiczne usunięcie ósemki. Jechałam sobie wolniutko, przepisowo. W pamięci świeżo miałam mandat sprzed tygodnia za nieprzejechanie pieszego... tfu! za nie przepuszczenie pieszego na pasach. Wylazł mi z lewej strony, kurka pieczonka, nie zauważyłam go. Więc przejechałam. No i złapali mnie i solennie ukarali.

- Za takie przewinienie powinniśmy zabrać pani prawo jazdy! - groził mi funkcjonariusz prawa - Pani nie zdaje sobie sprawy, ile jest teraz wypadków na pasach!

Na moje (nie)szczęście, skończyło się tylko na sporym mandacie i dziesięciu punktach karnych. Zestresowałam się tym incydentem strasznie i gdy tylko policjant znikł mi z pola widzenia, rozszlochałam się na dobre.

Tak więc, mając to świeżo w pamięci, jechałam sobie nieśpiesznie do przychodni, raniuśko, wypatrywałam pieszych, zgadywałam ich intencje Przejścia Na Drugą Stronę i przy okazji głośno sobie śpiewałam "Spadochron" Meli Koteluk, który akurat leciał w radiu.

- Jestem, jestem kamykiem, lecącym w twoje okno -  darłam się szeroko rozdziewając paszczę, ciesząc się, że ma ona jeszcze swój stały, symetryczny kształt, i nigdzie nie boli, nie ciągnie...

Nagle, mój durnowaty umysł, który co rusz podsyła mi różne meandry myślowe, wyobraził sobie ową ósemkę moją, już wyekstraktowaną, która to leci sobie po niebie i podśpiewuje:

- Jestem, jestem ósemką, lecącą w twoje oko!

Nnnno tak... Rechocząc z własnej głupoty zajechałam pod przychodnię. Parking był full, więc sobie stanęłam w uliczce obok, tuż za czterema autami, które ustawiły się równolegle do jezdni. I w te pędy pognałam do przychodni.

A tam - kolejka, rejestracja, formalności. Wreszcie udałam się na trzecie piętro i grzecznie czekałam na swoją kolej. Przede mną było kilka osób, wyglądało na to, że posiedzę sobie na plastikowym krzesełku nieco dłużej, niż przewidziałam.

To nic, mamy czas.... Poczytam sobie.

Niestety  książkę zostawiłam w aucie. Nie pozostawało mi nic innego, jak wrócić na parking. Zjechałam windą i przeciskając się przez całkiem spory tłum emerytów wyszłam na zewnątrz. Już z daleka zauważyłam kilku policjantów wypisujących mandaty na tej samej uliczce, gdzie i ja przycupnęłam. Było ich chyba z pięciu.

No nniiieee! Znowu? Małż ma rację, ja naprawdę jestem kiepskim kierowcą! Trudno. Już nic z tym nie da się zrobić. Mam już wprawę! Zatem pierś do przodu i jazda!

Idąc do auta zauważyłam znak zakazu parkowania, który ten złośliwy policjant musiał tam zaimplantować, gdy ja byłam w przychodni! A teraz jak gdyby nigdy nic rozprawiał się z właścicielem samochodu zaparkowanego przede mną.

- To ja jestem następna? - krzyknęłam do niego.
- Tak, proszę przygotować dokumenty i oczekiwać - odpowiedział.

Jako rzekł, tako uczyniłam. Oczekiwałam. Przyjrzałam mu się. Był niski, krępej budowy ciała i lekko łysiał. Jakoś te jego krągłości i miłe oku niedoskonałości wzbudziły moją sympatię.

W końcu przyszła na mnie kolej.

- Dokumenty proszę!
- Proszę - podałam mu cały piterek.
- Proszę z niego wyjąć dokumenty! Różne rzeczy ludzie tam wkładają, a potem jest problem! - poinformował mnie policjant, po czym... uśmiechnął się.

Oho, jakiś ludzki człek. Ci wszyscy jego poprzednicy, z którymi miałam do czynienia, nie byli tacy mili! 

- Ależ, co pan insynuuje! - odpowiedziałam, śmiejąc się również. Z niewiadomego mi powodu, jakoś dobry humor mnie nie opuszczał.

Następnie Pan Władza pouczał mnie o moim wykroczeniu, a ja grzecznie przyznawałam mu rację i zapewniałam, że to już nigdy się nie powtórzy. Dodałam, że ostatnio miałam pecha, bo w zeszłym tygodniu zapłaciłam już 350 zł i dostałam 10 punktów, no więc miałam złudną nadzieję, że swoją obywatelską normę wykroczeń już wyrobiłam.

(Nie wspomniałam mu nic a nic o trójkowej audycji "Za a nawet przeciw", z której ostatnio się dowiedziałam, że rząd nakłada na policję kontyngenty mandatów, z których potem są skrupulatnie rozliczani. W zeszłym roku nawet przekroczyli normę!)

- To ile mi się należy? - zapytałam skruszona.
- 100 zł  mandatu.
- A jakieś punkty za to przysługują? - spytałam, jakby była mowa o plusach dodatnich, a nie ujemnych, cytując Mistrza.
- 1 punkt.
- O, matko. - zmartwiłam się szczerze. W duchu szybko przeliczyłam, że jeszcze nie muszę oddawać prawa jazdy.
- A czym pani się zajmuje? - zagadnął funkcjonariusz.
- Ja? - upewniłam się inteligentnie - ja... prowadzę szkolenia z psychologii biznesu.
- Czyli co?
- No np. uczę komunikacji w sytuacjach kryzysowych, wie pan?

I wtedy, z jakiegoś powodu, pan policjant robił się jakiś taki bardziej ludzki. Postanowiłam zaryzykować. NIGDY wcześniej tego nie robiłam, choć okazji było wiele, oj wiele...

- A z tym mandatem to już nie da się nic zrobić? Bo wie pan, ja to na wyrwanie ósemki jadę, o - i tu uchyliłam poły torebki i pokazałam pantonogram. - Ja się już dziś wystarczająco nacierpię.

Policjant podniósł głowę znad druczka i przyjrzał mi się z jakimś takim rozbawieniem.

- Umówmy się tak, pani Melu. Stanęła pani tam, na trawniku. Za niszczenie zieleni miejskiej jest 20 zł mandatu i zero punktów. Może tak być?

- Tak! Dziękuję! Ja już będę uważać! Jak miło, że pan jest ludzką twarzą policji - coś w ten deseń bredziłam...

Potem podpisałam druczek.

- Mocno proszę, aby się odbiło!

Podpisałam mocno, przeparkowałam auto (pod znakiem: zakaz wjazdu, nie dotyczy klientów sklepu)  i pognałam na usunięcie zębiska.

Trochę bolało. Z cztery łezki poleciały, jak pani chirurg pastwiła się nad moim ząbkiem, schowanym sobie w dziąsłowej kieszonce.

Opuchnięta, z krwawym wacikiem, udałam się do apteki po leki. A potem do warzywniaczka po składniki na zupę dla dziecia.

W domu odprawiłam nianię, ugotowałam pyszną selerową zupę, zjadłam, połknęłam leki przeciwbólowe, przyłożyłam kompres i nawet udało mi się zdrzemnąć, gdy drzemał sobie i on - nasz jedyny, wyczekany, Koszałek, lat 14 miesięcy :)

Synek zbudził się po jakiś 40 minutach i wyraził swoje głębokie rozżalenie światem włączając syrenę. Wzięłam go z łóżeczka i przytuliłam do siebie. I tak oto, Koszał kontynuował drzemkę na mej wątłej, niemlecznej już, mamusinej piersi, przez kolejne pół godziny.

Tulił się, sapał, troszku wiercił. Słodki ciężar mój! Spał, a ja czytałam książkę. I czułam się taaaaaka szczęśliwa. Że tak nam ze sobą dobrze. Że taki już "duży" a jeszcze śpi na mamusi. Że ząb nie boli, że niewiele puchnę. Że zupa wyszła smaczna. Że nasza psica wiernie leżała w nogach na kanapie. Że mam przyjaciół, którym mogę wysłać fotkę, jak sobie tak razem leżymy. Że Małżon przyjdzie niedługo z pracy i rodzinnie powariujemy sobie przed wieczorną kąpielą.

No i tak się w tym szczęściu taplałam, że postanowiłam to wszystko tu napisać.

Jezu, trochę długo mi wyszło....

I, jak sił mi starczy, będę pisać często.

PS. A tu on - mandacik, wygmerany już ze śmietnika...

30 komentarzy:

  1. Ale pozytywnie:)Witamy w nowej odsłonie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezdę Melanio:) i ta odsłona jest mi miłą:) pozdrawiam spod ręcznika i naolejowanej ryżowym głowy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha, z tych emocji przeczytałam "Jędzo Melanio" :)))) miłych kąpielowych wrażeń życzę!

      Usuń
  3. Pozytywnie, zabawnie, lirycznie i inspirująco...cudownie napisałaś o odnajdywaniu szczęścia w prozie życia! Mam nadzieję się od Ciebie tego nauczyć! Czekam na więcej! Koszałek <3 PS. miałaś fun z podrywu Pana Władzy?

    OdpowiedzUsuń
  4. A jak zębiszcze? Nie boli już? Dobrze Cię widzieć, Melka! M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie boli, trochę jestem asymetryczna, trochę straszę klientów (dzisiaj jedna babeczka spytała czy przytyłam. "Tak, proszę pani, tylko z prawej strony."), ale ogólnie jest git!

      Usuń
  5. Rewela, Mela :). Będę czytać :). Mój rodzony ojciec ostatnio pocztą dostał foto (takie sobie...) i mandacik za jazdę 53km/h tam gdzie było do 30km/h...

    OdpowiedzUsuń
  6. Coherence, my love! Dziękuję! Zaglądaj! Ps. Przypomniała mi się Grace... Coherence też jest piękna. I taka spójna :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak bedziesz tak zawsze pieknie zaklinac codziennosc, to jestem Twoim najwiekszym fanem, Mellow Melcia :) Zawsze Ci mowilam, ze masz dar do slow, zajebiste poczucie humoru i najwet najbardziej szara rzeczywistosc zamienasz w kolorowe cudo :) Pisz pisz bo ci pieknie idzie. Parkingowymi mandatami sie nie martw. Prawo parkingowe jest dziwne, mnie zawsze te znaki zbijaja z pantalyku, zwlaszcza w Nju Jorku. Najwazniejsze, ze nie dodali punktu.

    PS. Mam nadzieje ze po zebie tylko dziura, a straty nie czujesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihi, straty nie czuję. Bardziej byłam przywiazana do górnej ósemki. Ta przynajmniej była wyrżnięta, więc zdążyliśmy się zaprzyjaźnić (i tu mi przychodzi do głowy pewna kampania społeczna, co kobiety zdążają w życiu zrobić).... Dzieki za konplemą! Micha mi się cieszy, że znów jest ruch w sklepiku Panny Melci :)))

      Usuń
  8. Te dwie straty niech będą na dobry początek! jak to dobrze, że tak dobrze u Ciebie, i że postanowiłaś pisać. Potrzebuję, egoostycznie i samolubnie, żeby ktoś mi pozytywne myślenie wbił w łeb. Bo coś z tym ciężko ostatnio. A jak Ciebie czytam, to od razu mi lepiej :-)
    A no i wracając do tematu z radosną twórczością to jak Ci się coś wymyśli konkretnie to daj znać hehe ja też postaram się mieć otwarty ten mój łeb.
    Pozdrawiam z poczekalni gin.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powodzenia u gin! Jak fasolka? A Ty? Dobrze się czujesz?

      Dear, dobrze wiesz, że łatwo o pozytywne myślenie, gdy wszystko się dobrze układa. Gdy ma się dach nad głową, zdrowie i co do garka włożyć - to w tak dużym uproszczeniu. Z tym ostatnim może być u mnie nieco gorzej, bo od dwóch dni w godzinach pracy zajmuję się blogiem, ekhem.... Ale umówiłam się z sobą, że to urlop po wyrwaniu zęba, więc jest git!

      Ściskam!

      Usuń
    2. Żadna fasolka! Prawie dwie tabliczki czekolady! Co nasuwa mi pomysł, jeśli nie Mellow, jak rozważacie niżej, to może mashmallow :-) tak mi się dobrze kojarzy, z hot chocolate najlepiej!
      A urlop po stracie ósemki należy Ci się! Masz rację, dach nad głową, zdrowie i kasa dają pewien spokój. Może stąd moje ostatnie nastroje. Ale! O zdrowie się dziś uspokoiłam, a na kasę muszę tylko poczekać.

      Usuń
    3. Kurcze, co się dzieje? Dach nad głową Wam się kurczy? Zmartwiłam się! Co się dzieje?

      A Mashmellow jest znakomite! Przypadkiem trafiłaś w coś, co przypomina moja rodzinną ksywkę. Hmmm... Mamy jeszcze jakieś propozycje?

      Usuń
    4. Nieee, nic z tych rzeczy, choć średnia ilość dachu na domownika siłą rzeczy się zmniejszy ;-) wiesz, schiza przed wizytą (dlaczego jeszcze nie czuję ruchów? A brzuch nie rośnie? A tu,mnie ciągnie, tam kluje+ spuchniete nogi i przygody przy pobraniu krwi) a do tego opieszałość zusu... Nie, że brak nam siana ale niezależność finansowa jest dla mnie dość istotna... Ale pierś do przodu (tez niemleczna hehe) i już!
      Marshmallow tylko mi przychodzi do głowy ;-)

      Usuń
    5. Uff! No taki los nasz ze sie martwimy na zapas. To dobrze, ze nie jest zle :)

      Marshmellow, a ja myslalam, ze chodzilo Ci o Mash-mellow, w sensie masz-mellow-stan. Widzisz jaka zawilosc myslowa? :)

      Usuń
  9. Droga Melciu, jestem zachwycona Twoją śpiewającą ósemką! To nader rzadki dar :) Ujął mnie Twój pisarski polot. Pisz dalej. Nie przestawaj! Czekam na kolejną zaklętą codzienność :) Oby nie wiązała się z bólem i ze służbami mundurowymi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby! W przeciwnym razie to nie byłoby już takie śmieszne :) tymczasem odmeldowuję się i do następnego!

      Usuń
  10. Jak tu ladnie, jasno i optymistycznie! Ja - urodzony skorpion i zrzeda, bede tu wpadac po odrobinke pozytywnej energii! :)

    Jesssuuu... Ale az 10 punktow??? Ja pod koniec zeszlego roku (tydzien przed Swietami! Chlip, chlip...) dostalam sowity mandacik za nie zatrzymanie sie dla autobusu szkolnego! Stal na gorce i pod slonce i nie zobaczylam skurczybyka! Ciagnelo sie to dziadostwo za mna przez niemal pol roku. Tutaj nie zabieraja punktow karnych, ale za to musialam sie przejechac do sadu i ladnie poprosic o zredukowanie kary (chcieli niemal 1/4 mojej pensji, pogielo ich czy jak?!). Poza tym taki mandacik siedzi "na tobie" przez 3 lata i w tym czasie mozna sobie tylko pomarzyc o obnizeniu ubezpieczenia na auta... :/

    Moj synal ma prawie 3 latka, a nadal jak zbudzi sie przedwczesnie, to lubi dokonczyc drzemke na rodzicielskiej klacie. Nie jest to jednak takie przyjemne, bo delikwent troche juz wazy, przygniata przepone, a przy tym grzeje jak kaloryferek i strasznie sie poci. Po takim relksiku - bluzka do przebrania, sobie i dziecku! :)

    Ale wiesz, to "mellow" to mi do Ciebie kompletnie nie pasuje. ;) Znaczy to oczywiscie "spokojna", ale ten spokoj ze slowka "mellow", kojarzy mi sie leniuchowato i tak... flegmatycznie. A nasza Mela wydaje mi sie osobka niesamowicie energiczna i nawet z Twoich postow bije ruch i niemoznosc usiedzenia w miejscu! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rany! 3 lata? Pisałaś ze musialas pojechac do sadu - co mi przypomnialo jak w wakacje wjechalam w ...ekhem... ul w sadzie :)

      Moj mlodzieniec poki co wazy z 10kg wiec jeszcze dajemy radę bez namaczania :)

      Nnnooo fakt... Mellow jest taki flaczkowaty, ale ja myslalam bardziej o takim stanie stonowania, zatrzymania, zadumy, ktory dla mnie jest szczesciem w czystej formie i pomimo mojego postrzelenia doswiadczam go duzo ostatnio... Zwlaszcza przed snem i raniutko...

      Ale, ale, jestem otwarta! Jak nie mellow to co? Yellow? :D

      Usuń
  11. Uśmiałam się po prostu. Tak plastycznie to opisałąś, jakbym tam była :) I jest mi wesoło. TYle radości i energii w tym Twoim dniu codziennym. I o to chodzi. JA JESTEM ZA. Dla mnie wartością jest zwyczajność. W tej zwyczajności widzę i radość i smutek i szaleństwo, miłość akceptację i długo by ty wymieniać.Ty wybierasz to co według Ciebie jest ważniejsze. Zaklinasz swój dzień. I choć zwyczajny - to przezcież NADZWYCZAJNY. Wiatru w żaglach Mela :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, no pięknie napisane! Wzruszyłam się, dzięki! Cmmmmokkkk ma Gaduszko:)

      Usuń
  12. Jestem:D Czcionke wieksza poprosze - w tekscie glownym, nic nie widze, przez ten maczek:P ale kolorki fajne:D Pisz, pisz. Moze pisanie tu spowoduje, ze bedziesz czesciej?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaki maczek? :)

      Co do pytania, to tak, istnieje takie ryzyko. Wysłałam trochę pozytywnych myśli w świat i tyyyyyyyle dostałam spowrotem! Jestem mega happy! To był dobry ruch z tą zmianą, myślę se....

      Usuń
    2. Jesssu Issa, gruby paluszek nie tą kratkę kliknal w komorce... Ano, si, blądynką (już) nie jestem i daleka jestem od noszenia koczków! A co do zmian wszelakich... Czas pokaże :)

      Usuń
  13. Love! absolutne love!!! :) będę czytać jak tylko będzie mnie dopadać jesienna słota i zło ;)

    OdpowiedzUsuń