piątek, 27 listopada 2015

Biznes(wo)menki

Gdy na konferencji w Poznaniu dwa lata temu, ktoś z widowni zapytał głównego gościa, Madaleine Albright, dlaczego tak mało kobiet piastuje najwyższe stanowiska, odpowiedziała, że to kobiety są same temu winne. Bo nie wspierają się, jak mężczyźni, tylko ze sobą rywalizują. I to na wielu poziomach. Nie tylko zawodowym, ale i urodowym, modowym, rozmiarowym, partnerskim, dzieciowym, itp...

Trochę się żachnęłam, jak to usłyszałam. Zaczęłam pytać na prawo i lewo, kobitki i facetów, co oni na ten temat sądzą. Ku mojemu zdziwieniu większość z nich podzielała jej zdanie. Trudno mi było jakoś w to uwierzyć, gdyż chorobliwa rywalizacja jest mi obca.

Potem, jak sobie dłużej poszperałam w pamięci, to i owszem, przypomniałam sobie nieciekawe doświadczenia za granicą, gdy moje koleżanki w zespole nie mogły znieść faktu, że "jakaś Polka" ma dobre wyniki. To znaczy lepsze od nich. I troszkę świń mi przez to podłożyły.

Były i stereotypy, dość drastyczne: "A po co ty w ogóle z nią gadasz? Nie wiedziałeś, że przed tym im się za to płaci?", jak i próby dyskryminacji moich umiejętności językowych: "Bardzo przepraszam za literówki w tekście, ale jestem z Polski" pisała moja koleżanka w emailu do klienta, który wkurzył się na jej ciągłe byki i spytał, nieładnie zresztą, czy ona dostała tę pracę bez matury.

Cieszę się, że ten etap życia jest już długo, długo za mną. Choć nie znaczy, że nie powróci - w innej, rodzimej formie. Trudno, taki lajf, taki biznes, ludzi nie zmienimy. A sukces drugiego człowieka rodzi różnorakie reakcje w otoczeniu.

Jedni się przyklejają, chcąc sobie  nieco uszczknąć z blasku człeka spełnionego. Inni będą podziwiali z dystansu, zapominając, że ten, któremu postawili mentalny posążek, to człek jak każdy inny. Jeszcze inni będą udawać bliskich znajomych / lojalnych klientów i podkradać pomysły. A jeszcze inni podzielą się swoją wiedzą i doświadczeniem, podejmą współpracę i razem z nimi osiągną więcej niż w pojedynkę.

Cholera, powiem szczerze, że póki co (odpukać!!!) w moim otoczeniu  najwięcej mam KOBIET z tej ostatniej kategorii. Choć jesteśmy z różnych branż, działamy na tym samym rynku. Podsuwamy sobie klientów. Omawiamy oferty. Sprawdzamy ceny. Szpiegujemy wcielając się w tajemniczych klientów. Konstruktywnie krytykujemy własne, zbyt szalone pomysły. Te bardziej idealistyczne (czyt: moje), sprowadzają na ziemię jednym pytaniem: "a gdzie ty tutaj zarobisz?"

Nnnoo... Szkoda, że Madaleine nie poznała moich babeczek. Może zmieniłaby zdanie :)

7 komentarzy:

  1. Zazdroszczę takich babeczek :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dołącz do nas :)

    Ps. Miałam być 1.12. w Krakowie i już, już zagajałam o spotkanie, ale w miedzyczasie wyjazd mi odwołano... Obiecuję next time :) uściski dla Czupurów!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja się ze stanowiskiem pani Albright w dużej mierze zgadzam. Wprawdzie środowisko omawianych biznes(wo)menek jest mi zupełnie obce, ale biorąc pod uwagę obserwacje poczynione w moim otoczeniu też uważam, że o ile męska solidarność naprawdę istnieje i daje się wyraźnie odczuć i zauważyć, o tyle tzw. "solidarność jajników" to zjawisko, które w większości przypadków można między bajki włożyć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiecie co, ciężko generalizować, bo wiadomo, że zawsze znajdą się wyjątki. Ciekawi mnie to, że w ogólnym obiegu mówi się, że w środowisku zawodowym panowie ze sobą bardziej rywalizują o wpływy i pozycję, a panie dbają o relacje.

    A z tym konkurowaniem kobit to może chodzi o to, że to właśnie nam, paniom, świat stawia ogromne wymagania. Nie tylko mamy być piękne, zadbane, szczupłe, gdy dojdzie do tego rola mamy, to jeszcze musi być najwspanialsza i genialnie godzić to z życiem zawodowym. Na panach nie ma tego typu oczekiwań.

    I może dlatego, jak kobity konkurują, to bardziej manipulacyjnie, ukrycie? Panowie prędzej dadzą sobie po ryju, niż mieliby sobie za plecami robić kuku.

    A wracając do moich kobitek, to pomyślałam sobie, że może nasz fenomen polega na tym, że jesteśmy w innych branżach i nie stanowimy dla siebie bezpośredniej konkurencji. Plus, jesteśmy na etapie rozwijania biznesów, więc borykamy się z podobnymi problemami i dzielimy się pomysłami, będąc dla siebie wsparciem.

    Z drugiej strony, ostatnio moja przyjaciółka z odległego miasta powiedziała mi w jednej z naszych tasiemcowych rozmów telefonicznych:
    - Z całym szacunkiem, Mela, ale ja z tobą to nie chciałabym robić biznesu.
    - Eeee.... Bo nie jestem tak "jakościowa" jak ty?
    - Absolutnie! W to nigdy nie wątpiłam! Po prostu inaczej działamy, myślimy, a nie chciałabym, by kwestie zawodowe rzutowały na naszą przyjaźń.
    (miałyśmy tego próbkę na studiach :))

    Więc może to też jest jakiś wyznacznik - współpracować ze soba, ale na dystans? :) Gdzie nie ma przepływu kasiory, jest mniej punktów zapalnych :)

    A Wy co myślicie?

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach wiesz, trochę to przez tę rywalizację na różnych polach. Jak się kobiecie wiedzie, to zawsze można powiedzieć, że ma krzywe nogi i pryszcze. Faceci oceniają się w konkretnej dziedzinie. Choć pewnie teraz to się zmienia, coraz więcej facetów, którym zależy na urodzie.

    OdpowiedzUsuń