Chciałam podziękować Ci za ten rok. Był wspaniały. Przełomowy. Stało się tyle dobrych rzeczy, że niezmiennie, codziennie, wieczorem przed snem, powtarzam sobie: "Jaka ja jestem szczęśliwa, dziękuję."
Chyba musiałam się przez to zaprogramować na szczęście, bo nawet, gdy zdarzają się gorsze dni, to są one jak wzburzona powierzchnia wody, która jednak tam w głębi pozostaje niezmącona, swoja, stała. Trudno mi o tym pisać, bez patosu.
W słoiczku mojego szczęścia, główne kamienie to:
1. MOJA RODZINA
Mój małż, z którym rośniemy wspólnie, redefiniujemy nasz związek, kłócimy się i wracamy do siebie. Małż, który toleruje moje fochy i drobne histerie pt.: "Oddalamy się od siebie!!!" po których następuje przyciąganie, a potem naturalne oddalanie się od siebie i znów przyciąganie....
Mój dzieć, na którego patrzę i nie dowierzam, że JEST.
Dzieć, przez którego oczy mi się pocą zupełnie bez powodu. Bo tak dużo już pamięta, szybko się uczy, jest ciekawski i radosny. Tańczy, śpiewa i gimnastykuje się :) Domaga się przytulasków i całusków. A w nocy leży w łóżku między rodzicami, z rozpostartymi ramionkami w literkę T, trzymając obie łapki w naszych włosach. Kontrola być musi!
Moi rodzice, którzy sobie żyją powolutku. Człapu, człapu, szuru buru, kuchnia, jadalnia, sypialnia. Babcia i dziadek, którym wnuk dodaje sił i rozpromienia ich buzie. Cudnie jest to obserwować i łapać, łapać, do koszyczka pamięci.
2. MOI PRZYJACIELE
Są.
Swoboda kontaktu, szczerość, świadomość, że można mówić o rzeczach trudnych otwarcie, że można powiedzieć, za co kocha się drugą osobę, ale również powiedzieć bez stresu, co nas w sobie nawzajem wkurza - priceless! Jestem uzależniona! Bez nich więdnę.
3. MOJA PRACA
W tym roku nadejście dużego ZUSu i niemalejące wydatki spowodowały, że ruszyłam dupkę i zabrałam się za robotę. Jeeeeezu, jak dobrze jest pracować na własny rachunek, ustalać własne standardy działania, dobierać sobie ludzi do pracy. Ciągle mam wrażenie, że bawię się w biznes, a nie pracuję (co nie znaczy, że nie jestem zapracowana i nie stresuję się).
Przede mną jeszcze długa droga do stałych i przyzwoitych zarobków, ale póki co, tylko jeden miesiąc byłam na minusie, więc jest okiej!
Mniejsze kamyczki w słoiczku to:
4. JOGA i moja grupa ćwicząca. Fajna banda ludzi w różnym wieku.
5. PIESIO. Stały element rodzinnego krajobrazu. Nieco zdetronizowany przez Koszałka, ale zawsze wierny.
6. NIANIA, dzięki której mogę swobodnie planować swoje dni.
A te malusieńkie kamyki to:
poranki z dzieciem, owsianka/jaglanka na śniadanie, wieczorne kąpiele z książką, gotowanie obiadów, pieczenie ciast na spotkania z babkami, rozmowy telefoniczne z przyjaciółmi, jazda samochodem, kawa, kawa, kawa, mój smartfon :), droga do rodziców, spacery w lesie z piesiem i bejbisiem, moment zasypiania każdego wieczora, przytulanie się do Małża na pierwszym schodku, spotkania, spotkania, spotkania, praca przy muzyce, patrzenie w niebo i głębokie oddechy.
Przepoczwarzyłam się. Zintegrowałam. Długa to była droga. I choć fortuna kołem się toczy, to mam nadzieję, że jeśli / gdy zechce znów odwrócić mój los, to będę miała na tyle w sobie nagromadzonej siły i wdzięczności, że nie zapomnę o moich głównych kamykach - źródle mojej siły.
A skąd się czerpie Wasza moc kobieca? :)
Tymczasem - życzę Wam wspaniałego, Nowego Roku! Bądźcie dla siebie dobre :)
Piękne masz te kamyczki Melu i niech to sie nie zmienia albo zmienia tylko na lepsze.
OdpowiedzUsuńMoja moc to chyba każda kłoda pod nogami w różnych postaciach,problemy dnia codziennego,zdrowotne. Ale bez ludzi ,przyjaciół i rodziny to byłabym niczym. Najlepszego w Nowym Roku!
Dziękuję! Tak, tak to te kłody, co nas przeczołgały przez życie, pozwalają teraz doceniać... ich brak :)
UsuńMoje kamyczki to przede wszystkim Mąż i Synek, nasze wspólne podróże i jedna naprawdę cenna, babsko-babska znajomość. Z utęsknieniem czekam na moment, kiedy będę mogła dorzucić do swojego słoiczka fajną pracę i jeszcze fajniejszych ludzi, którymi się tam otoczę (oby!) ;) Chyba dopiero wtedy będę mogła mówić o pełni szczęścia. A Tobie gratuluję, że - jak wnioskuję z tego wpisu - już taką pełnię osiągnęłaś (lub jesteś bardzo blisko jej osiągnięcia) :) Niech kolejne lata będą tylko lepsze!
OdpowiedzUsuńNo to super! Masz solidny fundament :)
UsuńA pełnia szczęścia? To chyba nie w tym życiu na ziemi :) ale to dobrze - ciągle jest o czym marzyć i do czego dążyć :)
Melu, dobrze to czytać. Niech te kamyczki grzechoczą w kieszeniach. Mnie towarzyszy miłość męża, przyjaźń, rozmowy, emocje, psie futro...a nade wszystko nasza mała brzuchowa Tajemnica:)
OdpowiedzUsuńMała brzuchowa tajemnica powiadasz? :D cudowności!!! To będzie piękny rok!
UsuńDziś obchodze urodziny. Nie "okrągłe", ale przecież jednak równie ważne. Tym bardziej to co napisałaś "zagadało" do mnie:). Czuje się dośc nostalgicznie z powodu upływu czasu, ale tym bardziej skupiam sie na swoich kamyczkach szczęścia. Cieszę się, że mam dzieci, które dla mnie okazały się ważnym punktem odniesienia w życiu, lubię swoją wieopokoleniową rodzinę, niepełną, ale bezpieczną,mój szalony zwierzyniec - tak jak TY doceniam przyjaciół i ludzi, którzy życzliwość i ciepło noszą w kieszeniach, dzieląc się z innymi.
OdpowiedzUsuńSto lat! Czego tylko sobie zapragniesz :-*
UsuńMoją moc obecnie czerpię głównie z męża i córeczki;-)
OdpowiedzUsuńJestem żoną i matką, nieopierzoną kurą domową, panią dla swojej psicy, córką, starsza siostrą, przyjaciółką i koleżanką. Pilates, fitt ball, kosmetyczka, fryzjer, spacery, śniadania, kawa, obiady, sprzątanie, wyjście z przyjaciółmi. To moje lapisy. Kamień na kamieniu, które pomagają utrzymać mnie w pionie.
Kariery zawrotnej już teraz nie zrobię - za stara jestem;-0 Świadomie jakiś czas temu zrezygnowałam z niej i nie żałuję. Moje życie nigdy nie było jeszcze tak "poukładane" i w miarę spokojne. Delektuję się nim - póki mogę;-)
Marzę o drugim maleństwie. Amen.
Aż ciepło na duszy się robi! Gratuluję tak pięknej codzienności! Ps. I kosmetyczki :) u mnie ta sfera od zawsze zaniedbana kosztem... masaży :)
UsuńMela - równie pięknego roku Ci życzę! Albo piękniejszego! :)
OdpowiedzUsuńA, i widzisz, jakoś ostatnio tak gonię, że niemal o kamyczkach nie pamiętam.
Muszę sobie przypomnieć.
Ale w Święta były godziny spędzone na grze w planszówki z Ł. I szwendający się pod nogami F. I to jak pięknie podawał bombki na choinkę. I rewelacyjna, nasza już tradycyjna, wigilia z przyjaciółkami. Bardzo świąteczna. Z jasełkami u Ł.
Czyli jednak te kamienie zbieram. Uff :)
Juti, dzięki! A w jakie planszówki graliście z Ł.? U nas też punktem centralnym była gra rodzinna. Jak siadałam do posta, to miałam napisać o Wigilii u mnie w domu, że była inna niż do tej pory, że jednak dzieć łagodzi obyczaje, i że jak graliśmy sobie w planszówkę ("Gierki małżeńskie" z rysunkami Mleczki) to było nam razem tak cudnie - z oszukującą Mamą i przejętym Tatą, który stresował się przed każdym kalamburem. A przecież rok temu zaledwie była stała nerwówka... Ale w końcu inny post mi wyszedł :)
UsuńAle piekny wpis! Wzruszylam sie. Zycie sklada sie wlasnie z momentow, chwil. Ladnie to wszystko ujelas. Pozdrawiam i zycze wspanialego roku!!!
OdpowiedzUsuń